wtorek, 18 lutego 2014

jadalnia w dziwnym stylu

Od kilku dni mamy skórę na podłodze. Przyznaję, że na początku jej los był raczej niepewny, patrzyłam na nią podejrzliwie, nie do końca wiedząc, co myśleć.
No ale, ponieważ myślenie nie jest ostatnio moją mocną stroną, została.


Przy okazji zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi z tym definiowaniem stylu. Bo przecież w tych wszystkich wnętrzarskich portalach mamy do wyboru mnóstwo kategorii: styl skandynawski, industrialny, rystykalny, boho, kolonialny itd, itp. Jest jeszcze styl eklektyczny, czyli mieszanina tego wszystkiego.  Z jednej strony, ułatwia nam to sprawę, bo pozwala to wszystko skatalogować. Ale z drugiej.... czy nie zamyka nas na nowe odkrycia? Czy przez to nie za bardzo trzymamy się jasno zdefiniowanego, konkretnego stylu tworząc w ten sposób sztuczne mieszkaniowe klony? Wystarczy spojrzeć na hity blogosfery ostatnich miesięcy: dywan z Ikea w ciało-czarne paski, białe krzesła Eamsów, szare kanapy, owcze skóry na krzesłach... Wszędzie to samo.

A może powinniśmy sie odważyć i wymyślić coś innego? Zapoczątkować nowy trend? I wreszcie, na pytanie: "W jakim stylu jest Wasze mieszkanie?" odpowiedzieć: "W NASZYM stylu."

A mój nowy nabytek wygląda tak:





Pa!

piątek, 7 lutego 2014

cuda z pinteresta

Niedawno odkryłam pinterest (wiem, wiem - pewnie już wszyscy go znają). Na początku nie bardzo wiedziałam o co chodzi?! Skąd ten fenomen? No, ludzie wrzucają tam zdjęcia - pomyślałam - ale przecież bezbrzeża internetu są pełne zdjęć wysłanych w tę przestrzeń niczym małe statki kosmiczne, sondy czy jak im tam i krążą tam bez żadnego ładu i składu, jak miliardy ton kosmicznego złomu.
Zdjęć na KAŻDY temat, przedstawiających WSZYSTKO, od śniadania paryskiej studentki i "outfitów" młodych nie-wiem-czym-się-zajmujących chudych dziewczyn z fashion weeków poczynając, na apartamencie Elin Kling kończąc.
No ale, u progu trzydziestki (!) stwierdziłam, że co mi tam. Założyłam KONTO. Przy okazji taka refleksja mnie dopadła, że teraz wszędzie trzeba sie logować, mam wrażenie że niedługo nawet w lidlu będę musiała podać nazwę użytkownika i hasło. Założyłam więc konto.
Rany, jak ja mogłam żyć bez pinteresta?! To świątynia obrazkowej kultury, absolutnie niesamowita baza wszechrzeczy. I oczywiście, jak to ze mną bywa, natychmiast uzależniłam się od tej kopalni wszystkiego.






I ostrzegam, jest tam tego więcej.
Pa!

wtorek, 4 lutego 2014

skóra

Podzielę się z Wami moją kolejną (która to już?) mroczną obsesją. Nigdy nie byłam dobra w budowaniu napięcia, więc powiem wprost: bydlęca skóra na podłodze.
Żeby było jasne: nie jestem za zabijaniem zwierząt dla skór. W głowie mi sie nie mieści walenie wielką pałą w małe puchate foczki, polowanie na tygrysy, pantery, gepardy i co tam jeszcze oraz hodowanie w ciasnych klatkach norek i lisów tylko po to, żeby jakaś dziunia mogła sobie kupić futro.
Ale, co tu kryć, lubię skórę. Koniecznie naturalną, miękką i szlachetnie zestarzałą (istnieje takie słowo?) - żaden inny materiał nie starzeje się z taką godnością. Długo miałam z tym problem, bo przecież skóra to w pewnym sensie fanaberia. No ale.... właśnie. Nie jestem przecież wegetarianką. W liceum miałam co prawda mały wegetariański epizod i przez 42 dni nie jadłam mięsa w imię protestu przeciwko konsumpcyjnej kulturze i odejściu człowieka od natury, jednak potem nadrobiłam ten post stukrotnie. Noszę skórzane buty, paski i kurtki. I podoba mi się bydlęca skóra na podłodze.
Jest trochę legancka, ale w taki nieoczywisty sposób. Jest przytulna, ale bez efektu duszności, jak w przypadku tych włochatych do bólu dywanów "shaggy". W zależności od humoru, skóra może być industrialna, rustykalna, modernistyczna, klasyczna i jaka tam chcecie.
Dodatkowym bonusem jest jej struktura. Wyobrażam sobie to uczucie, kiedy po przebudzeniu bosą stopą muskam ją (tę skórę) pijąc kawę z mlekiem (chociaż w moim przypadku to raczej mleko z kawą).



















wszystkie zdjęcia: pinterest.com
Pa!