piątek, 18 lipca 2014

Domatorka w gościach: Brooklyn na warszawskiej Pradze

W tym mieszkaniu jest coś magicznego. Kiedy pierwszy raz przekroczyłam jego próg poczułam się tak, jakbym odkryła drzwi do innej czasoprzestrzeni. Było mniej wiecej tak: wchodzę do starej, warszawskiej kamiennicy. Pachnie kurzem (a może przedwojenną Warszawą?), skrzypią drewniane schody. Misternie kuta poręcz pociągnięta kilkoma warstwami różowej, olejnej farby. Białe drzwi po prawej. Drzwi, które prowadzą prosto na Brooklyn:-)

Mieszkanie Marty jest tak wyjatkowe, że brak mi słów, by je opisać. Więc je Wam po prostu pokażę. A Marta o nim opowie:-)

1. MOJE MIEJSCE
Planowałam kupić mieszkanie gotowe, takie żeby się tylko wprowadzić i mieszkać. Zarzekałam się, że nigdy ale to nigdy nie chcę wybierać żadnych kafelków, kolorów ścian, kranów, mebli, wykluczone po prostu!
No ale nadszedł taki majowy dzień dwa lata temu, że pojechałam obejrzeć mieszkanie na Pradze. Pojechałam tak od niechcenia, bo mi się schody drewniane, dębowe na zdjęciu spodobały. Pojechałam tylko popatrzeć, jak to na tej Pradze jest, wiedząc, że absolutnie nie kupię tego mieszkania, bo ono co prawda ściany ma białe i czyste, ale nie ma kuchni w ogóle i jakiś remont generalny tam by trzeba robić.



























2. REMONT
A potem dowiedziałam się, że na strychu mieszkają nietoperze, Pan Paweł, właściciel, zaprowadził mnie na dach i pokazał TEN widok, wyobraziłam sobie siebie z kawą na tym dachu i przepadłam... Szybkie formalności i w wakacje zaczęłam remont. Remont totalny, z burzeniem ścian, zrywaniem tynków, robieniem prądu, ciągnięciem wody z łazienki żeby stworzyć kuchnię, której nie było.
Dwa miesiące wyjęte z życiorysu - dzień w dzień na budowie - rano przed pracą szybkie konsultacje z ekipą, potem do roboty, a po robocie z powrotem - zobaczyć co się zmieniło i do nocy - szukanie sprzętów, kafelków, gniazdek, włączników... Zwariowany czas, ale ku swojemu własnemu zdumieniu zorientowałam się bardzo szybko, że to mi się po prostu strasznie podoba! Że uwielbiam markety budowlane :) Świetna zabawa i przeogromna satysfakcja... Że ja, sama, bez żadnego doświadczenia, ja, która jak mi się zepsuje uszczelka w kranie to zabieram cały kran do sklepu, ogarnęłam ogromny remont mieszkania.


Oczywiście udało się to głównie dzięki temu, że miałam przecudowną, cierpliwą  ekipę remontową, którą każdemu mogę polecić. Chłopy byli cudowni po prostu:) Nie zrażali się problemami i szukali rozwiązań.

3. CEGŁA
Okazała się największym chyba wyzwaniem... A była ona moim podstawowym założeniem. Oglądałam wyłącznie mieszkania w kamienicach z czerwonej cegły i wiedziałam, że będę ją odsłaniać. Ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że po zdjęciu tynku cegły mogą być zapaprane białym nalotem, zaprawą, potłuczone... Pokazały się wyrwy wypełnione jakimiś śmieciami, betonem, ułamkami, nie wyglądało to dobrze. W dodatku okazało się że zaprawa się kruszy, pyli  i ciężko dobrać identyczną... Moi chłopcy od ekipy wcześniej nie pracowali z cegłą (wiedziałam o tym przed remontem), a znajomy architekt, który ponoć "nie raz prowadził takie remonty" miał na myśli (jak się później okazało) kładzenie klinkieru w nowych blokach. To zadanie przerosło go tak totalnie, że zniknął jak sen złoty. Trudno. Trzeba to było ogarnąć :) Zapisałam się na fora budowlane, popytałam, w międzyczasie okazało się, że koleżanka kolegi ma w piwnicy cegły z rozbiórki przedwojennego domu, chłopcy z ekipy ściągnęli murarza i ruszyliśmy! Teraz, po tym remoncie jesteśmy specjalistami od starej cegły:)


Śmieszne półeczki, które absolutnie uwielbiam, są pomysłem chłopaków. W tym miejscu kiedyś stała ścianka działowa, ale po zdjęciu tynku pokazał się jeden wielki bałagan. Okazało się, że wystarczyło wydłubać najbardziej pokruszone cegły z pierwszej warstwy (mury maja ponad 40cm), ułożyć i uzupełnić obluzowane,i voila!



A z czego nie jestem dumna?  Trochę by się znalazło...z podłogi na pewno... miała być biała, nieporozumienie z parkieciarzem, brak czasu na poprawki, bo jeszcze schnie, a zaraz się wprowadzam... no i wyszło jak wyszło, ale kiedyś jeszcze będzie jak ma być:) Nie przemyślałam też do końca kwestii rozmieszczenia gniazdek, oświetlenia...
No cóż, ale wszystko jeszcze mogę zmienić... Bo ja kocham remonty! Mogłabym to robić całe życie :)))

















Nieźle jej to wyszło, co?

Pa!