poniedziałek, 22 września 2014

Przeprowadzka

Pamiętam, kiedy przeprowadzałam się po raz pierwszy. Wyjeżdżałam na studia do wielkiego miasta (Warszawa taka właśnie mi się wtedy wydawała). Miałam jedną walizkę ubrań i ze dwadzieścia kartonów książek. W pierwszym domu mieszkałam ponad 10 lat.

Druga przeprowadzka była szczególna. Nasz pierwszy WŁASNY dom. Małe mieszkanie na sporym osiedlu. 49 metrów kwadratowych szczęścia:-) To było dwa lata temu. Nasze rzeczy nie mieściły się w jednej walizce, ale w prawie stu workach na śmieci, kartonach i pomniejszych pudełkach.

Dzisiaj przyszedł czas na kolejną przeprowadzkę. Tym razem zabieram ze sobą tony rozpikselowanych zdjęć, tych lepszych i tych zupełnie złych. Zabieram całe doświadczenie, które zdobyłam między innymi tutaj, na bloggerze.

Ale nie odchodzę daleko. Można powiedzieć, że wprowadziłam się po sąsiedzku.
Od dzisiaj domatorka ma nowy wirtualny dom. Zapraszam Was na www.domowoblog.pl.
Mam nadzieję, że będziecie się u mnie czuć jak u siebie w domu :D


do zobaczenia!

czwartek, 28 sierpnia 2014

zbliżenia


Nie umiem robić zdjęć. Nie znam się na tych wszystkich technicznych parametrach, nie mam porządnego aparatu, nie ustawiam światła ani kompozycji. Nasz dom fotografuję zawsze w biegu, najczęściej rano, pięć minut przed wyjściem do pracy, kiedy dzienne światło wpada przez okna. Właściwie cała moja wiedza o fotografii ogranicza się do jednej zasady: naturalne światło - OK, żarówki - nie OK.
Teoretycznie wiem, że trzeba troszkę oszukać, ulepszyć rzeczywistość. Coś poprzestawiać, zebrać szpargały, ustawić wazon z kwiatami (dziwnym trafem wszystkie blogerki zawsze mają świeże kwiaty w domu) albo dodać kompozycję ze starannie wybranych albumów o modzie i wnętrzach (najlepiej na stoliku kawowym).
Na moich zdjęciach, nasz dom jest dokładnie taki, jaki jest. Trudno.






Pa!




wtorek, 19 sierpnia 2014

zaproś domatorkę do domu

Wpuścilibyście do domu 200 osób? Tyle czytelników wchodzi każdego dnia na domatorkowego bloga i tym samym odwiedza moje mieszkanie.

Na początku trochę mnie to przeraziło (spora ta domówka), ale potem pomyślałam, że przecież i ja codziennie wpadam z wizytą do swoich wirtualnych znajomych blogerów i podglądam ich wnętrza. I wtedy przyszła mi do głowy TA myśl. Odwiedzajmy się nawzajem!

Zatem od dzisiaj możecie zafundować moim czytelnikom wirtualną wycieczkę po Waszych wnętrzach! To WY decydujecie o tym, co pokażecie. A może znacie kogoś, kto chciałby się pochwalić swoimi urządzeniowymi sukcesami, ale jest zbyt nieśmiały, żeby to zrobić?

Wystarczy, że wyślecie mi zdjęcia i krótką historię Waszego remontu/urządzania na adres: domowo.blogspot@gmail.com

Warunki? Żadnych! Posiadanie własnego bloga nie jest konieczne, ale jeśli go masz, to tym lepiej - to doskonała okiazja, żeby zyskać nowych czytelników! Nie musisz robić perfekcyjnych zdjęć! Pokaż, że Twój dom to fajne miejsce.

Po prostu.

I żadnych wymówek! Pamiętaj:


pa!

piątek, 18 lipca 2014

Domatorka w gościach: Brooklyn na warszawskiej Pradze

W tym mieszkaniu jest coś magicznego. Kiedy pierwszy raz przekroczyłam jego próg poczułam się tak, jakbym odkryła drzwi do innej czasoprzestrzeni. Było mniej wiecej tak: wchodzę do starej, warszawskiej kamiennicy. Pachnie kurzem (a może przedwojenną Warszawą?), skrzypią drewniane schody. Misternie kuta poręcz pociągnięta kilkoma warstwami różowej, olejnej farby. Białe drzwi po prawej. Drzwi, które prowadzą prosto na Brooklyn:-)

Mieszkanie Marty jest tak wyjatkowe, że brak mi słów, by je opisać. Więc je Wam po prostu pokażę. A Marta o nim opowie:-)

1. MOJE MIEJSCE
Planowałam kupić mieszkanie gotowe, takie żeby się tylko wprowadzić i mieszkać. Zarzekałam się, że nigdy ale to nigdy nie chcę wybierać żadnych kafelków, kolorów ścian, kranów, mebli, wykluczone po prostu!
No ale nadszedł taki majowy dzień dwa lata temu, że pojechałam obejrzeć mieszkanie na Pradze. Pojechałam tak od niechcenia, bo mi się schody drewniane, dębowe na zdjęciu spodobały. Pojechałam tylko popatrzeć, jak to na tej Pradze jest, wiedząc, że absolutnie nie kupię tego mieszkania, bo ono co prawda ściany ma białe i czyste, ale nie ma kuchni w ogóle i jakiś remont generalny tam by trzeba robić.



























2. REMONT
A potem dowiedziałam się, że na strychu mieszkają nietoperze, Pan Paweł, właściciel, zaprowadził mnie na dach i pokazał TEN widok, wyobraziłam sobie siebie z kawą na tym dachu i przepadłam... Szybkie formalności i w wakacje zaczęłam remont. Remont totalny, z burzeniem ścian, zrywaniem tynków, robieniem prądu, ciągnięciem wody z łazienki żeby stworzyć kuchnię, której nie było.
Dwa miesiące wyjęte z życiorysu - dzień w dzień na budowie - rano przed pracą szybkie konsultacje z ekipą, potem do roboty, a po robocie z powrotem - zobaczyć co się zmieniło i do nocy - szukanie sprzętów, kafelków, gniazdek, włączników... Zwariowany czas, ale ku swojemu własnemu zdumieniu zorientowałam się bardzo szybko, że to mi się po prostu strasznie podoba! Że uwielbiam markety budowlane :) Świetna zabawa i przeogromna satysfakcja... Że ja, sama, bez żadnego doświadczenia, ja, która jak mi się zepsuje uszczelka w kranie to zabieram cały kran do sklepu, ogarnęłam ogromny remont mieszkania.


Oczywiście udało się to głównie dzięki temu, że miałam przecudowną, cierpliwą  ekipę remontową, którą każdemu mogę polecić. Chłopy byli cudowni po prostu:) Nie zrażali się problemami i szukali rozwiązań.

3. CEGŁA
Okazała się największym chyba wyzwaniem... A była ona moim podstawowym założeniem. Oglądałam wyłącznie mieszkania w kamienicach z czerwonej cegły i wiedziałam, że będę ją odsłaniać. Ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że po zdjęciu tynku cegły mogą być zapaprane białym nalotem, zaprawą, potłuczone... Pokazały się wyrwy wypełnione jakimiś śmieciami, betonem, ułamkami, nie wyglądało to dobrze. W dodatku okazało się że zaprawa się kruszy, pyli  i ciężko dobrać identyczną... Moi chłopcy od ekipy wcześniej nie pracowali z cegłą (wiedziałam o tym przed remontem), a znajomy architekt, który ponoć "nie raz prowadził takie remonty" miał na myśli (jak się później okazało) kładzenie klinkieru w nowych blokach. To zadanie przerosło go tak totalnie, że zniknął jak sen złoty. Trudno. Trzeba to było ogarnąć :) Zapisałam się na fora budowlane, popytałam, w międzyczasie okazało się, że koleżanka kolegi ma w piwnicy cegły z rozbiórki przedwojennego domu, chłopcy z ekipy ściągnęli murarza i ruszyliśmy! Teraz, po tym remoncie jesteśmy specjalistami od starej cegły:)


Śmieszne półeczki, które absolutnie uwielbiam, są pomysłem chłopaków. W tym miejscu kiedyś stała ścianka działowa, ale po zdjęciu tynku pokazał się jeden wielki bałagan. Okazało się, że wystarczyło wydłubać najbardziej pokruszone cegły z pierwszej warstwy (mury maja ponad 40cm), ułożyć i uzupełnić obluzowane,i voila!



A z czego nie jestem dumna?  Trochę by się znalazło...z podłogi na pewno... miała być biała, nieporozumienie z parkieciarzem, brak czasu na poprawki, bo jeszcze schnie, a zaraz się wprowadzam... no i wyszło jak wyszło, ale kiedyś jeszcze będzie jak ma być:) Nie przemyślałam też do końca kwestii rozmieszczenia gniazdek, oświetlenia...
No cóż, ale wszystko jeszcze mogę zmienić... Bo ja kocham remonty! Mogłabym to robić całe życie :)))

















Nieźle jej to wyszło, co?

Pa!

czwartek, 26 czerwca 2014

zaDOMowienie

Tak sobie myślę, że wprowadzanie się do nowego mieszkania jest jak początek związku - przez pierwsze kilka miesięcy analizujesz każde słowo i zastanawiasz nad każdym krokiem (oczywiście wtedy, kiedy akurat nie panikujesz, że on nie dzwoni), a przed randką przebierasz się sto razy itd. Z czasem jednak pojawia się poczucie pewności i, wraz z nim, przychodzi spokój.
Z naszym domem było dokładnie tak samo. Na początku setki analiz i egzystencjalnych pytań o płytki/fugi (uwielbiam fugi!)/podłogi, doprowadzanie do łez i ataków histerii pracowników marketów budowlanych oraz wieczne zmiany zdania i - co za tym idzie - wielokrotne wymiany czego-się-tylko-da), bieganie za każdym gościem ze szmatą i kupowanie hurtowych ilości dodatków po to tylko, żeby je za chwilę opchnąć na allegro.
I nagle przychodzi taki dzień, który przynosi ze sobą spokój. I zupełnie niespodziewanie człowiek się ZADOMAWIA. I zaczyna patrzeć na wszystkie niedociągnięcia i nieudane pomysły tak, jak patrzy się na wady ukochanej osoby. Nadal Cię wkurwiają, ale jakoś łatwiej z nimi żyć. No bo to w końcu miłość, nie?

 
Pa!

czwartek, 1 maja 2014

toaletka

Nie będę się rozpisywać, bo zabieram się do sadzenia wczorajszych zakupów. Więc dzisiaj krótko: pamiętacie stolik, o którym pisałam tu? Teraz wygląda tak:




Udanego weekendu!
pa!




środa, 30 kwietnia 2014

długi weekend tryb: ON.

W tym roku przeraźliwie opóźniły się moje prace ogrodnicze. W zeszłym o tej porze już dawno byłam po sadzeniu, a w tym... no cóż. Jeszcze straszą zeszłoroczne roślinne trupki. To się zmieni jutro, gdyż właśnie przytaszczyłam do domu siaty pełne... warzyw i owoców. Przedstawiam zatem nowych gości: od lewej pomidor, od prawej poziomka.


Na myśl o jutrzejszym sadzeniowym szaleństwie przechodzą mnie ciary:-)

Pa!

środa, 23 kwietnia 2014

PRÓŻNOŚĆ

Lada dzień przyjedzie do mnie stolik odziedziczony po cioci Wandzi. Piękna rzecz, wykonana własnoręcznie przez mojego pradziadka w prezencie ślubnym dla prababci.
Jego późniejsza historia nie jest jednak już tak romantyczna. Długo stał w pokoju cioci przykryty obrusem. Potem zalegał na strychu i sąsiad gasił na nim papierosy. Wreszcie, po konsultacji z mamą, oddałam go do renowacji, której efekty pokażę wkrótce.
No i nie byłby to pewnie materiał na wpis, gdyby nie to, że stolik ów uruchomił we mnie (niezbyt widać głęboko skrywane) pokłady próżności. I zamarzyła mi się toaletka. Oczywiście natychmiast przetrząsnęłam pinterest w poszukiwaniu inspiracji toaletkowych wpadając przy okazji w stan absolutnego podniecenia.







via pinterest.com

Pa!

piątek, 11 kwietnia 2014

leniwość

Wiem, wiem - nie ma takiego słowa. Ale "lenistwo" jest jakoś negatywnie naładowane i nazywa raczej niepożądaną cechę niż filozofię życiową.
LENIWOŚĆ natomiast to zupełnie inna bajka! Leniwość, proszę państwa to sposób życia. Robienie rzeczy powoli i rozkoszowanie się nimi. Leżenie pod drzewem i obserwowanie nieba przez gałęzie i liście. Sączenie kawy łyk po łyku. Przeglądanie setny raz tej samej wnętrzarskiej gazety. Przypinanie inspirujących zdjęć na pintereście (nadal jestem nim zachwycona). Przeciąganie się w łóżku po raz setny po to, by odciągnąć moment ostatecznego przebudzenia. Gotowanie nowej potrawy zupełnie z głowy. Wygrzewanie się w promieniach słońca.
A idealne miejsce na leniwość w naszym domu to kąt w sypialni, gdzie stoi staruszek chierowski we wściekle limonkowym obiciu. Siedząc na nim można położyć nogi na łóżku, wystawić twarz do słońca i oddać się słodkiemu lenistwu:-)


Pa!


wtorek, 8 kwietnia 2014

klasa i klasyka w Sztokholmie

Wiem, wiem. Obiecałam nie zachwycać się idealnie urządzonymi i wystylizowanymi mieszkaniami. Nic nie poradzę. Lista powodów do zachwytu jest długa. Po pierwsze: PODŁOGA. Piękna, drewniana, ułożona w misterny wzór. Idealna do dużych powierzchni, w małych byłaby za bardzo przytłaczająca. Po drugie: DESIGN. Meble modernistyczne wymieszane z klasykami designu i zwykłym pchlim targiem. Plus niezmiernie oryginalne żyrandole. Po trzecie: KOLORY. Drewno zestawione z szarościami, złamana biel ścian, którym trójwymiarowości dodają wysublimowane sztukaterie.
Zresztą, sami zobaczcie:






 
pa!

piątek, 28 marca 2014

czyżby wiosna?

Jutro od rana sadzę kwiaty na balkonie. W moich, jakże ambitnych, planach weekendowych mam również zakup leżaka na balkon. A jak już będę go miała, to wezmę ze sobą butelkę wina, zawinę się w koc i będę prowokacyjnie podglądać sąsiadów z naprzeciwka, którzy bezczelnie łażą po balkonach w samych gaciach. I NIESTETY są to głównie panowie po sześćdziesiątce. Mam nadzieję, że da im to do myślenia.
Póki co, wykończona tym tygodniem, oglądam ambitne kino moralnego niepokoju, czyli "Wielkie wesela amerykańskich Romów". Jeśli uważacie, że nic Was już w życiu nie zdziwi, ten program jest zdecydowanie dla Was.
I, tradycyjnie, obrazek mało związany z treścią posta. Voila:



Pa!

czwartek, 20 marca 2014

doskonałość niedoskonałości

Szukam ostatnio czegoś, co by mnie poruszyło. Czegoś innego od tych wszystkich urządzonych pod linijkę wnętrz, nieskazitelnych białych kanap i podłóg i zachwycających ale zupełnie nierealnych stylizacji. Szukam codzienności, niedoskonałości, nieładu. Życia po prostu.







pinterest.com


Pa!