środa, 21 grudnia 2011

piątek, 16 grudnia 2011

WISH LIST

Gdyby tak ktoś nie wiedział co bym chciała w tym roku od Mikołaja... to poniżej znajduje się mała ściągawka:-)


czwartek, 15 grudnia 2011

Lata 60. tanio sprzedam!

Lata 60. Powstają The Beatles, niedługo po nich The Rolling Stones. Na salony wkracza mini i porządny tapir a we wnętrzach pojawiają się intensywne, mocne, kontrastowe kolory i duże, geometryczne, niemal psychodeliczne wzory. To era plastiku nie tylko w modzie (biżuteria) ale i wystroju wnętrz (stoliki kawowe, lapmy, fotele). Ludzie szaleją za tapicerowanymi fotelami na cienkich, drewnianych nóżkach, kubełkowatymi krzesłami, okrągłymi stolikami do kawy w intensywnych kolorach i meblościankami, które - o dziwo - wracają właśnie do łask (brrrr).
Jeśli uwielbiasz styl retro, na ścianie masz plakat Twiggy i wiesz, co to jest pixie, beehive czy flip (ciekawskim polecam: blog.col.com.pl/headline/750/) to znaczy, że dobrze odnajdziesz się w wnętrzu w stylu lat 60. Jak takie wnętrze urządzić? Tanio!


kolorowy materiał na zasłony Ikea - 19,99 zł/m (na zasłony średnio potrzebujemy 2m materiału na jedno okno)
wersja droższa: lampa wysoka Kare Design - 1369 zł (dizajn wart swojej ceny, zapewniam)
wersja tańsza: lampa niska Ikea Fillsta - 199,99 zł
stolik kawowy Allegro - ok. 300 zł (nie pamiętam dokładnie)
dywan Ikea Eivor Cirkel - 499,99 zł
wersja droższa: fotel beżowy Pufa Design - 1039 zł
wersja tańsza: czerwony kubełkowy fotel Ikea - 299 zł
tapeta w koła - 75 zł/m (wzór jest bardzo intensywny, wystarczy dumetrowy pas na ścianie)
wersja tańsza: kanapa biała Ikea Klobo - 349,99 zł 
wersja droższa: kanapa czerwona Ikea Klippan - 1999 zł 
SUMA wersja tańsza: 1842,97 zł
SUMA wersja droższa: 5400,99 zł

wtorek, 13 grudnia 2011

A może tak?

Dzisiaj sobie pomyślałam, że nasz (tzn. mój i Pe.) salon mógłby wygląć na przykład tak:



Pokój w stylu nowojorskim. Ciepłe, nieco rozmyte barwy wielbłądzoiej skóry, kawy i grzybów wprowadzają do wnętrza spokój. Jedynie wzory (pasy, grochy) i faktury (surowy len, puszysty dywan, chłodna i gładka skóra) wprowadzają trochę szumu, ale o nich za chwilę. Mięsista kanapa. Awangardowy żyrandol. Na ścianach kolor kawy z mlekiem powtórzony na obiciu kanapy. Do kawy obowiązkowo bita śmietana (fotel) i nieco cynamonu (drugi fotel). Ponieważ stół w kącie jadalnym będzie okrągły i czekoladowy, stolik kawowy pozostanie biały aby nieco ożywić wnętrze i prostokątny, żeby wprowadzić nieco zamieszania. Zasłony w kolorowe pasy w odcieniach beżowo-brązowych mają za zadanie urozmaicić wnętrze. Na fotelu cynamonowym obowiązkowo poduszka w brązowo-beżowe grochy - nie będzie się gryzła z pasami na zasłonach i krzesłach, bo wszystkie wzory łączy wspólna paleta kolorystyczna. Dodatkowo, na kanapę rzucamy kilka poduszek - kremową (powtórzmy barwę z fotela - zespoi to cały wystrój) i skórzaną (marzy mi się taka udająca skórę aligatora w kolorze ciemnobrązowym). Jeszcze inną - "włochatą" - fakturę wprowadza też długo strzyżony dywan w kolorze kanapy z czekoladowymi pasami po bokach. Prostota i komfort to słowa klucze do tej aranżacji.

A sypialnia na przykład tak:



Sypialnia w kolorach mgły, morskiej piany i ostrygowej muszli. Wnętrze prawie męskie, gdyby nie subtelne "kobiece" dodatki: liliowy stolik z niepokojącym lustrem (pewnie Zła Czarownica z bajki o Królewnie Śnieżce miała podobne:-)) i niesamowity obraz z lawendowymi motylami wylatującymi prosto z białego tła. Dodatkowym elementem wprowadzającym do surowego, chłodnego wnętrza nieco delikatności jest cudowny Ghost Chair Philippa Starcka. Delikatne szarości na ścianach (Dekoral szara platyna), których spokój delikatnie zakłóca tapeta w szerokie, różnoszare pasy. Łóżko w kolorze ciemnobrązowym zestawiłam ze stylowymi szafkami nocnymi, by postawić na nich symetrycznie męskie w charakterze lampy. Po obu stronach łóżka okrągłe, puszyste dywaniki w kolorze kremowym. Kształt ten jest powtórzony również w fantastycznej lampie sufitowej, która przypomina wielką, śniegową kulę. Surowość przełamują też zasłony składające się z dwóch warstw: delikatnej, powiewającej wewnętrznej uszytej z delikatnego materiały drukowanego w rękopis i zewnętrznej, cięższej lnianej w naturalnym, nieco szarawym kolorze.
Powstała w ten sposób sypialnia, w której ścierają się męską stanowczość i surowość z delikatną, nieśmiałą kobiecością. Jak to w życiu - nie ważne, kto wygra. Ważna jest sama gra:-)

czwartek, 24 listopada 2011

Piękne kolory we wnętrzach!

Błądząc pomiędzy półkami Empiku można natknąć się na wiele rzeczy. Poradniki na każdą okoliczność, Kamasutrę dla początkujących, 1001 przepisów na dania z fenkuła (co to do cholery jest?!), czytającego "Miłość nad rozlewiskiem" staruszka albo elegancką kobietę przeglądającą najnowszy numer Vogue. Jak się ma szczęście, można znaleźć też sporo książek o dizajnie, architekturze i urządzaniu wnętrz, których treść (nie wiem, czy to nie za duże słowo) napisana chyba została przez jakąś amerykańską, znudzoną gospodynię domową albo strażaka, który po 30 latach służby odkrył w sobie nagle powołanie artystyczne. Czytałam już wiele książek o kolorach we wnętrzach. Tak tak tak, wiem już, że: beżowy jest praktyczny, ciemne kolory tylko do dużych wnętrz a jasne do małych, biały do wszystkiego pasuje, ale różowy to już niekoniecznie itd. I nagle moim oczom objawia się ONA. "Piękne kolory we wnętrzach" Stephanie Hoppen zilustrowana niesamowitymi zdjęciami Luke'a White'a odmieniła moje spojrzenie na kolory. Nagle, po 28 latach życia w przekonaniu, że niektóre kolory do siebie pasują a inne ABSOLUTNIE NIE dowiaduję się, że WSZYSTKIE KOLORY DO SIEBIE PASUJĄ. Wszystkie kolory są neutralne, tylko trzeba wiedzieć, jak ich używać! No normalnie dwa dni nie mogłam dojść do siebie! Czyż to nie jest odkrycie na miarę Nobla?! Autorka dzieli kolory na kategorie, a te znowu na podkategorie. I tak mamy na przykład: Złamaną biel (w której skład wchodzą podkategorie: od śniegu po pudding ryżowy, od masła po herbatniki i od owsianki po szpagat), szarość (i tutaj znowu: od srebra po mgiełkę, od drewna wyrzuconego na brzeg po słonia i od cienia po heban) itd...Pani Hoppen udziela praktycznych wskazówek (uprzedzając pytanie: nie, nie mądrzy się!) jak bawić się kolorami i fakturami, jak wykorzystywać barwy do własnych (czasami niecnych) celów i wreszcie, jak inaczej spojrzeć na wszystko to, co do tej pory wiedzieliśmy o barwach i sposobie ich łączenia. Zakochałam się w tej książce, pokazanych w niej wnętrzach i autorce, która kolory nazywa w tak apetyczny sposób, że po jej skończeniu będę chyba musiała iść na dietę:-)
A teraz na zachętę, kilka zdjęć (wybaczcie mi kiepską jakość, nie oddają one niestety uroku tych wnętrz):






środa, 23 listopada 2011

Niedoceniana konsola.

Sama właściwie nie wiem, dlaczego nie doceniałam do tej pory czegoś tam idealnie praktycznego jak konsola. Nie mam tu bynajmniej na myśli konsoli do gier (nawet nie wiem, czy taką kiedyś widziałam, nie wspominając już o tym, że nie wiem jak działa). Mam na myśli TO:


 domosfera.pl

Konsola to mały-wielki mebel. Popularny w baroku i rokoko. Niepozorny mały stolik przyścienny, który umieszczano zazwyczaj pod lustrem albo pomiędzy oknami. Stawiano na nim np. zegar, wazon, porcelanowe figurki lub rzeźby. Dzisiaj doskonale sprawdzi sie jako praktyczny stolik do przedpokoju np. na klucze:-)





środa, 19 października 2011

Dywagacje balkonowe - czyli rozmowy Pasji z Rozumem

Niedługo (mam nadzieję) będę miała balkon. Balkon o metrażu większym niż metr na metr, w dodatku nie wychodzący (na razie) na najbardziej ruchliwą z możliwych ulicę. Balkon, który już widziałam, ba! na którym stałam i z którego wyglądałam. Wiem zatem, na co się decyduję. Wszystko byłoby piękne niczym baśń o kopciuszku gdyby nie fakt, że będzie on różowy (tak tak, Szanowny Czytelniku, dobrze widzisz. RÓŻOWY). No comment.
A w zasadzie comment. Bo dlaczego? Nie można było wybrać innego koloru płytek na balkonową podłogę?! No bo jak to różowe?! A co to ja jestem, landrynkowa księżniczka? A jak mieszkanie kupi tam singiel płci męskiej, to on też na tym różowym balkonie...? Co on tam będzie robił? Pelargonie sadził?!
Takie i inne pytania zaczęły mościć się w mojej przepracowanej główce aż nagle pojawiła się TA myśl. A może by tak... Skuć te płytki?
- Wiem! Skujemy te płytki! - powiedziała radośnie Pasja.
- Weź daj spokój, przecież to NOWE płytki są - odparł wielce rozumny Rozum.
- Nowe nie nowe, one są RÓŻOWE!!! - Pasja nie daje za wygraną - Poza tym, zamiast tego szkaradztwa położymy piękne egzotyczne drewno, wszędzie będą kwiaty w takich wieeelkich donicach i pnące rośliny i My, prężące swe powabne ciało na pięknym (drewnianym of kors) leżaku a P. (z nagim torsem - wtrącona uwaga autorki) będzie nam przynosił drinki z palemką!!!
 - Ale drewno jest drogie, będzie gniło, poza tym te płytki są NOWE przecież, co z tego, że różowe. Się postawi jakąś różową doniczkę i będzie grało! - Krzyczy radośnie Rozum.
Tu następuje brutalna scena (litościwie jej nie opiszę, żeby Szanownym Czytelnikom nie psuć jakże pięknej środy) mordu na Rozumie, poprzedzona kilkoma kopniakami wymierzonymi w Rozumowy tyłek.
Zatem postanowione. Musimy jeszcze tylko przekonać P.
A balkon (po skuciu RÓŻOWYCH NOWYCH płytek) będzie wyglądał tak:







czwartek, 13 października 2011

Inspiracje.

Wiem, wiem - nie powinnam przeglądać sieci szukając inspiracji do urządzenia mieszkania, do którego jeszcze nie mam kluczy.









images via: homeglamournow.blogspot.com

poniedziałek, 10 października 2011

D.O.M

Nie było mnie tu tak długo, że aż zapomniałam hasła do własnego bloga. Skandal. Moja nieobecność była spowodowana kilkoma nakładającymi sie na siebie i niestety równie istotnymi dla mojego życia sprawami. Po pierwsze to, co zwykle czyli praca, praca, praca. Po drugie: zaczęłam zajęcia na uczelni (znowu). Ostatni weekend spędziłam zatem w doborowym towarzystwie równie co ja niezadowolonych z tego faktu osób (mam na myśli zarówno studentów jak i prowadzących zajęcia). Po trzecie (i najważniejsze): KUPUJEMY (my tzn ja i P.) DOM. Pisząc to słowo nie mam bynajmniej na myśli przestronnej hawiry za miastem z 5-hektarowym ogrodem ale nasze pierwsze, własne (no dobra, częściowo własne, ponieważ jeszcze długo naszym współlokatorem będzie pewnien duży i groźny bank) 2-pokojowe mieszkanie. Napisałam 'dom', ponieważ słowo 'mieszkanie' jakoś nigdy mi sie nie podobało. Ma w swoim znaczeniu coś chwilowego - w mieszkaniu się tylko mieszka, w domu sie żyje. Ale, abstrahując od semantyki, będziemy mieli DOM. Co oczywiście oznacza, że (fanfary) trzeba go będzie URZĄDZIĆ! Wybrać kolor podłogi i ścian, płytki do łazienki i kanapę. Trzeba będzie poświęcić swój cenny czas na cudownie długie (i powtarzające się z dużą częstotliwością) spacery po IKEI oraz marnować oczy w poszukiwaniu cudeniek sztuki użytkowej w bezkresnej, wirtualnej sieci.
Co wiecej (aż drżę na samą myśl), nieuniknione będą długie i zażarte spory z panami malarzami o to, co to właściwie znaczy, że wrzosowy kolor na ścianach ma być "jakby wyblakły" albo (co gorsze) jaki to własciwie kolor ta "kawa z mlekiem". Serce mi się raduje na samą myśl o tych wszystkich szafach, kanapach, fotelach i stołach, które będę musiała obejrzeć (a także dotknąć, czy wręcz - nie bójmy się tego słowa - pomacać) nim zdecyduję się na wybór tej jednej jedynej, właściwej opcji. Zanim jednak nadejdą te wszystkie cudowne chwile musimy (zupełnie jak w mojej ulubionej książce z dzieciństwa "Tajemniczy Ogród", którą zresztą szybko zastąpiło "W pustyni i w puszczy") przedrzeć się przez ciemny i groźny gąszcz kłujących chwastów i parzących pokrzyw. Mówiąc mniej metaforycznie (mamy poniedziałek a z metaforami zawsze są w tym dniu kłopoty): przeżyć koszmar kupowania mieszkania. W ostatnim czasie wprowadziłam do swojego słownika nowe, niezwykle ciekawe słowa, takie jak: deweloper, kredyt, bank, księga wieczysta, hipoteka, lokal, rata (a raczej raty). No nic, miejmy nadzieję, że los będzie dla nas łaskawy i wkrótce przeniesiemy się spod bankowego okienka do sklepu z artykułami wykończenia wnętrz.
P.S. Już się nie mogę doczekać wybierania tynków i fug :-)

niedziela, 18 września 2011

Ikea nie idź tą drogą.

Muszę przyznać, że jestem nieco zawiedziona. Mowa o katalogu Ikea, na który czekałam cierpliwie (a który otrzymałam na szarym końcu po wszystkich moich znajomych). Otóż rzeczony katalog jest, muszę to przyznać mimo swojej wielkiej i niezmierzonej miłości do Ikea, marny. Wiem, co mówię - mam wszystkie od 1998 roku. Niby zachęcający motyw przewodni - małe mieszknia. No bo któż  z nas może się poszczycić dużym mieszkaniem w dobie metra za 9 tyś zł? Przeglądam więc i przeglądam, wertuję kartka po kartce, szukam tych wspaniałych innowacji i.... nic. Owszem, są perełki - pomysł na funkcjonalną łazienkę o metrażu 2 m kw. Okazuje się, że da się takową urządzić w pomysłowy sposób. Ale to niestety jedyna rzecz, która mnie zaskoczyła. Bo reszta? Cóż... Nie wiem, dlaczego Ikea ciągle upiera się przy zamieszczaniu w tych katalogach wszystkich swoich produktów. Nie rozumiem np. idei pokazywania 50 szaf w dziale "sypialnia" czy 18 kanap w dziale "salon". A powtarza się to co roku. Nie ma progresu droga Ikeo. Zero innowacji. Katalog powinien być raczej zbiorem pomysłów, polem do popisu architektów i dekoratów. Pokażcie nam, co potraficie. Sprawcie, żebyśmy byli oszołomieni możliwościami, zadziwcie nas tak, jak zadziwia każda wizyta w sklepie. Za każdym razem, kiedy jadę do Ikei jestem oszołomiona. Chodzę pomiędzy tymi cudownymi "mieszkaniami" i w każdym chciałabym osiąść na stałe. Katalog taki właśnie powinien być. My (konsumenci) wiemy doskonale, że Wy (Ikea) macie ogromny wybór szaf i kanap (żeby trzymać się wcześniej wybranych przykładów). Ale czy musimy je oglądać w każdym katalogu od dziesięciu lat? Przecież wzory się tak znowu nie zmieniają. Regał Billy to regał Billy. Tak samo wyglądał w 1998 tak samo wygląda w 2011. I dobrze. Po co zmieniać coś, co jest dobre? Ale nie znaczy to, że w każdym katalogu muszę omijać 20 stron szaf, kanap, regałów, stołów etc. Pomijam już fakt, że katalog staje się przez to całkiem konkretną "cegłą" i w niektórych domach (tych, do których jest wysyłany, czyli nie do mojego) od razu ląduje w koszu. Gdyby katalog był zbieraniną raczej pomysłów niż produktów i prezentował fajne stylizacje zamiast kolncentrować się na pokazywaniu wszystkich dostępnych w ofercie materiałów, być może byłby częściej czytany... Może zatem warto drodzy szefowie i pracownicy kreatywni Ikei wydawać te katalogi szaf oddzielnie tak, jak teraz wydajecie "Łazienki" i "Kuchnie"? Tym sposobem, mniej papieru zużyjecie, mniej makulatury wyprodukują Wasi konsumenci, więcej pomysłów nam pokażecie a każdy, kto będzie zainteresowanym kupnem rzeczonej szafy, pojedzie do Waszego sklepu po katalog szaf i volia! (I przy okazji zje te pyszne klopsiki...).
A zatem, może czas na zmiany szanowni Państwo?

Ikea, katalog 2012

A oto rzeczona łazienka (2,7 m kw!):



a teraz dowody zbrodni ;-):




piątek, 9 września 2011

Have you seen a ghost?

Zaniemówiłam. To, co Wam zaraz pokażę zapamiętacie na długo. Mebel-Widmo. Jest, a jaby go nie było. Ale od początku.

Zaczeło się w 2002 roku, kiedy to francuski projektant i dekorator wnętrz Philippe Starck wpadł nagle na pomysł połączenia czegoś nowego z czymś starym. Stworzył zatem krzesło, które łączyło te dwie cechy. Idealna bazą był... tron Ludwika XVI (trudno byłoby znaleźć coś starszego, nie?). Nieco zmodernizował jego kształt, dodał supernowoczesny (wówczas) materiał i voila!

Nieco juz przykurzony oryginal:



Zmieniamy nieco stylistykę, idziemy z duchem czasu i oto, co otrzymujemy:


Philippe Starck Louis Ghost Chair, 2002


Świat oszalał na punkcie istniejących-nieistniejących krzeseł i (jak to zwykle bywa) wkrótce potem również włoskie przedsiebiosrstwo Kartell zaczęło produkować swoje Ghosty. Ich kształt jest jednak nieco inny niz model model Starcka (bardziej jajowate oparcie i brak podłokietników). Reszta jest juz historią.

Kartell Ghost Chair

A teraz wisienka na torcie :-) Jak sie pewnie domyślecie, na tym nie skończyła sie historia krzesła-widmo. Oto jego najnowsze pleksiglasowe wcielenie:

Ralph Nauta and Lonneke Gordijn, Ghost Chair for DRIFT, 2007/2008


Krzesła są wykonane z pleksiglasu. Te "duchopodobne" formy w środku zostały wykonane laserem, przez co wyglądają tak, jakby nie miały krawędzi. Są niemalże nierzeczywiste. Przerażające i piękne zarazem. Niepokojące. Kształty zamknięte w plastiku sprawiają wrażenie żywych, poruszających się.
Nasyćcie oczy:

Ralph Nauta and Lonneke Gordijn, Ghost Chair for DRIFT, 2007/2008

Ralph Nauta and Lonneke Gordijn, Ghost Chair for DRIFT, 2007/2008